Centrum terapii i informacji
Nie czekaj do matury!

NIE CZEKAJ DO MATURY!

 

                Odkąd powstało CTZO dostrzegamy pewne zjawisko, które powtarza się co roku w okolicach maja i prowadzi nie tylko do rozlicznych nieporozumień i rozczarowań, ale także zagraża zdrowiu i życiu zgłaszanych do nas dzieci i nastolatków.

Chodzi o egzaminy końcowe. Testy zarówno maturalne, jak i gimnazjalne. Jak to wygląda?

                W większości przypadków pojawia się pewien stały scenariusz, różniący się tylko niuansami. Oto mamy dziecko, najczęściej nastolatkę, która właśnie kończy gimnazjum lub (częściej) liceum. Mamy wrzesień, gdy zaczyna zauważać u siebie co następuje:

a)wzrost stresu z powodu kończącej się szkoły,

b)obniżony nastrój wynikający z braku pewności co do tego, czy jest w stanie sprostać wymogom egzaminów końcowych,

c)silny lęk przed przyszłością,

d)ocenianie siebie w sposób jednoznacznie negatywny („Nie zdam”, „Nie umiem”, „Nie wiem, co mam zrobić dalej z własnym życiem”, „Co ja teraz zrobię?”).

Jest to osoba, która czuje na barkach ciężar odpowiedzialności ponad siły, zwykle rosnący już od dłuższego czasu. Na jego wagę składa się zaniżona samoocena, wysokie ambicje, poczucie presji oraz lęk przed wejściem w nowy etap życia. Między innymi.

                Są to uczucia, które towarzyszą wielu osobom na tym etapie życia. Każdy z nich próbuje radzić sobie z nimi w jakiś sposób: czy to przez rozmowy z innymi ludźmi, czy przez układanie planu działania albo pilną naukę lub też odwrotnie – ucieczkę w prokrastynację.

                Bohaterka tego artykułu może dojść do wniosku, że przyszłość jawi się niepewnie, nie ma na nią wpływu ani nad nią kontroli, w zasadzie jest przekonana, że może próbować dawać z siebie wszystko, ale marnie widzi swoje szanse na sukces. Jest jednak obszar, gdzie może realizować tę potrzebę na bieżąco, który jednocześnie odciągnie jej uwagę od problemów.

To dieta i ćwiczenia. To układanie kolejnych ćwiczeń, restrykcji i planów oraz odhaczanie, jak bardzo udało je się osiągnąć. To satysfakcja z kontroli wagi i ciała, poczucie odnoszenia sukcesu i panowania nad przynajmniej tym obszarem swojego życia. To wreszcie ogromny pochłaniacz czasu nie pozostawiający miejsca na przygniatające swym ciężarem myśli.

                Tak mijają jesienne miesiące. W okolicach świąt Bożego Narodzenia zauważamy pierwsze oznaki niepokoju u rodziny, która dostrzega odmieniony apetyt dziecka i spadek jego masy ciała. Często przy wigilijnym stole.

Zaczynają się czujniejsze spojrzenia, rozmowy, kontrola, w domu rośnie napięcie, mogą pojawić się kłótnie.

                Pierwszy przełom to zwykle połowa stycznia lub początek lutego, kiedy widać już czarno na białym, na ile zapewnienia dziecka że „wszystko jest ok” mają pokrycie bądź też nie. To wtedy mamy pierwszą dużą falę telefonów dotyczącą możliwie jak najszybszego terminu konsultacji dla dziecka kończącego właśnie gimnazjum lub liceum. Jeśli do niej dojdzie, wówczas proponujemy leczenie stosowne do stanu wycieńczenia organizmu danej osoby i jej motywacji.

                Nie ma problemu, jeśli wyniki badań są dobre, dziecko chce uzyskać pomoc, rodzice ją ofiarować i na dodatek może ono dochodzić na terapię z domu. Problemem okazuje się sytuacja, gdy widzimy dziecko bez motywacji i w bardzo złym stanie zdrowia. Wówczas, jeśli rozmowy nic nie dają, często jedynym skutecznym rozwiązaniem może być umieszczenie takiej osoby na oddziale szpitalnym celem regeneracji organizmu a czasem przymusowego leczenia.

                I tu zaczynają się schody, bowiem koronnym argumentem dziecka przeciwko takiej decyzji jest to, iż jeśli pójdzie do szpitala, wówczas nie zaliczy bądź nie podejdzie do egzaminów z powodu braków w nauce.

                Wydawałoby się, że zdrowie i życie dziecka są istotniejsze, aniżeli sukces szkolny jednak, co ze smutkiem muszę przyznać, niestety często tak nie jest. Wielokrotnie byłam świadkiem sytuacji, gdzie rodzicom była udowadniana „poprawa zdrowia” w postaci tak długiego jedzenia (zwykle 2-3 tygodnie), aż minie termin możliwego przyjęcia do szpitala lub przekona się rodziców, że już wszystko jest w porządku, byleby tylko zostać w domu. Znowu powraca argument takiej konieczności z powodu musu zdania egzaminów końcowych w terminie.

                Wielokrotnie powtarzam rodzicom, że poprawa stanu zdrowia u dziecka w postaci nagłego rozpoczęcia jedzenia w większości nie utrzymuje się dłużej, niż czas zagrożenia wysłaniem na przymusowe leczenie lub znalezienia nowej metody ukrywania dalszego odchudzania. Że mimo wszystko warto rozważyć uczestnictwo dziecka w terapii lub chociaż 3 tygodnie hospitalizacji celem poprawy wyników badań.

                Nie trzeba się jednak dziwić, że każdy żywi nadzieję, iż problemy będą przejściowe. Jeśli dodatkowo dziecko nie wygląda na osobę chorą (maskuje niedowagę i złe samopoczucie) a jego wyniki nie przekładają się na to, jak funkcjonuje na co dzień, wówczas trudno uwierzyć, iż leczenie musi być podjęte tu i teraz. Wielu rodziców zwraca uwagę, że egzaminy są dla dziecka ważne, że poświęciło tyle pracy nad nauką, że byłoby nieludzkim nie pozwolić mu do nich podejść, ponad to wygląda (jeszcze) dobrze, więc czemu nie poczekać?

                I niestety możemy być świadkiem następującej sytuacji. Mamy kwiecień/maj. Dziecko zostaje zabrane z zapaścią prosto ze szkoły na oddział ratunkowy gdzie, jeśli nie dojdzie do zgonu, zostaje przewiezione na oddział psychiatryczny celem leczenia. Lub też dziecko wygląda już i czuje się tak źle, iż rodzice postanawiają jednak nie czekać do egzaminów. Albo – dziecko do egzaminu podeszło i teraz rodzice postanowili odesłać je na leczenie.

                Niestety jednak – w podobnej sytuacji znajdują się dziesiątki, jeśli nie setki innych osób w całej Polsce. W maju jak nigdy mamy wiele zapytań o wznowienie turnusów oraz telefony pełne oburzenia, iż w szpitalu odmówiono przyjęcia dziecka ze względu na:

a)przepełnienie,

b)BMI poniżej 15,

c)oba czynniki równocześnie.

Rodzice są przekonani, iż brak możliwości przyjęcia dziecka wynika z nieudolności systemu opieki zdrowotnej a w przypadku prywatnych placówek są zaskoczeni kwotą, jaką trzeba wpłacić by pokryć odpowiedni standard leczenia.

                Drodzy rodzice i opiekunowie. Oddział psychiatryczny nie jest oddziałem ratującym życie. Jeżeli pacjent jest w stanie skrajnego wycieńczenia, wówczas ma prawo odmówić jego przyjęcia, przy czym każdy oddział reguluje to odrębną granicą BMI. Co wówczas? Pozostaje umieszczenie dziecka celem dokarmienia na oddziale m.in. gastroenterologicznym. Nie ma tam jednak zapewnionego całodobowego nadzoru ani opieki psychiatrycznej.

Prywatne placówki nie są de facto oddziałami ratunkowymi ani oddziałami szpitalnymi w ogóle, akże również mają prawo odmówić przyjęcia skrajnie wyczerpanego dziecka.

Nie można też wymagać od oddziału posiadającego np. 30 miejsc, że będzie w stanie „jakoś upchać” dodatkowego pacjenta, kiedy w jednej chwili zalewa ich fala telefonów dotycząca możliwości „wyleczenia dziecka przez wakacje” (warto tu wspomnieć, że również wielu rodziców czeka na wakacje, by umieścić dziecko na leczeniu i by nie przepadła mu szkoła).

Czy dziecko można wyleczyć w dwa miesiące? To jak ruletka – tak, albo i nie. Im mniejsza jego motywacja i im gorszy stan zdrowia, tym bardziej te szanse spadają. Ponad to w trakcie wakacji większość lekarzy ma sezon urlopowy i może się okazać, iż więcej opieki dziecko otrzymałoby na przełomie lutego i marca, niż lipca i sierpnia.

                Szkoła jest ważna. Ale czemu tak wiele osób czuje przymus „zaliczenia jej we właściwy sposób”? Na wielu oddziałach jest możliwość kontynuowania nauki z pomocą dochodzących nauczycieli w trybie indywidualnym. Można na oddziale zdawać egzaminy przed komisją. Można wreszcie złożyć wniosek o ich zdawanie w indywidualnym terminie po wakacjach z przyczyn zdrowotnych. Każdy sprawdzian czy zaliczenie może zostać potraktowane tak samo, zapis ten obowiązuje w każdej szkole.

Dlaczego więc dziecku jest pozwalane, z narażaniem jego zdrowia i życia, na odkładanie leczenia aż do finalizacji egzaminów „w terminie”? Odpowiedzią większości rodziców jest stwierdzenie, iż dziecku „przepadnie rok”/”przepadnie egzamin” co świadczy o braku wiedzy dotyczącej możliwości zmiany terminów i/lub kontynuacji nauki w innym trybie.

                Dlatego apeluję – nie czekajcie do matury! Nie czekajcie, aż bliskiej Wam osobie stan zdrowia pogorszy się do tego stopnia, że leczenie będzie znacznie utrudnione! Reagujcie od razu i nie dawajcie szansy na rozwinięcie się choroby! Jeśli bliska Wam osoba deklaruje, iż nie ma powodów do zmartwień, tym bardziej nie powinna obawiać się kilku wizyt u  terapeuty – jeśli to prawda, wówczas on sam to potwierdzi.

 

Anna Szostak, mgr psychologii, prezes CTZO

Nasi Partnerzy